Wraz z żoną Renią jesteśmy we Wspólnocie Rodzin „Betlejem” od samego początku. Od tamtego czasu minęło już 14 lat. Kiedy wszystko się zaczynało byliśmy młodym małżeństwem z trójką maluchów w wieku 4, 2 latka i roczek. Gdy ma się dzieci w tym wieku w zasadzie wszystko się kręci wokół nich i wieczorami można być porządnie zmęczonym. Paradoksalnie w tym „gorącym” czasie dołożyliśmy sobie jeszcze coś, co nie przyszło bez trudu i głębokiego namysłu. Wśród znajomych i przyjaciół zrodziło się pragnienie adoracji Najświętszego Sakramentu, a proponowanym terminem był czwartek o godz. 20.00. Z żoną od razu złapaliśmy się za głowę i stwierdziliśmy że jest to „chory” termin, bo w tym czasie jest akurat w domu najwięcej roboty (sprzątanie po dzieciach, kąpiel, usypianie). Coś jednak nie dawało nam spokoju. Dość szybko myślenie nasze zaczęło ewoluować w zupełnie innym kierunku. Czy gdybyśmy raz w tygodniu zaniechali obowiązków rodzinnych i obciążyli nimi babcię, która chętnie by się tego podjęła, to co by się stało? Po latach okazało się że nic się nie stało. Tzn. stało się, ale coś dobrego. Dla dzieci zostanie z babcią było wielką frajdą, a dla nas adoracja Jezusa w Eucharystii była miejscem wyciszenia, umocnienia i uświęcenia. Wracaliśmy do domu z nową siłą od Boga do podejmowania trudu na kolejne dni. Oczywiście nie każdy ma chętną babcię pod ręką, więc wielu naszych znajomych przychodzi na zmianę rotacyjnie. Tak jest do dzisiaj.
Wspólnota to dla nas bardzo ważne miejsce. Zaprzyjaźniliśmy się w niej z pallotynami, a ta przyjaźń zaowocowała rozpoznaniem powołania do Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego. I chociaż ZAK nie był dla nas czymś do końca jasnym, konkretnym, to niemal jednogłośnie tego zapragnęliśmy. Stało się dla nas jasne, że jest to nasza droga do świętości. I chociaż wspólnota jest ważna, to jednak nie najważniejsza. Apostolstwo rozumiemy przede wszystkim jako solidne i prawe wykonywanie powierzonych nam obowiązków (rodzina, praca). W miejscu pracy świeccy ze świadectwem swojego życia często są niezastąpieni. Tak naprawdę po złożeniu deklaracji przystąpienia do Zjednoczenia nic się w naszym życiu nie zmieniło. Wiem natomiast jedno – ta wspólnota jest moim miejscem na całe życie i chociaż być może za kilka lat z nikim się w niej nie będę zgadzał i wszyscy na około będą mnie denerwowali, to w niej zostanę bo to jest moja wspólnota i w niej złożyłem zobowiązanie apostolskie. Bo wspólnota pomimo wielu wspaniałości, nie zawsze jest łatwym i przyjemnym miejscem. Uczę się tego od dawna. Po pierwszym okresie kiedy wszystko było nowe i cudowne przychodzi czas znużenia, powtarzania co tydzień tego samego, rozdrażnienia na innych. Samo życie. Bez Boga nie dał bym rady. Bez Niego nie potrafił bym w każdym dostrzec dziecka Bożego. Bez Niego nie potrafił bym się zgodzić na to, z czym się nie zgadzam. Bez Niego nie potrafił bym się cieszyć sukcesem i radością innych. Bez Niego bym był jeszcze większym egoistą. To cud Boży, że wciąż jesteśmy razem, a z roku na rok coraz bardziej widzimy jak bardzo sobie jesteśmy potrzebni. Po tych 13 latach nie można nas już zaliczyć do młodego ZAK-u 🙂 Mamy dorosłą 18 letnią córkę, dwóch dorastających synów i dziewięcioletnią Kasię. Jak ten czas szybko leci! Jeszcze nie tak dawno jeździliśmy razem całą rodziną na nasze weekendowe wiosenne i jesienne wspólnotowe rekolekcje. Teraz wyciągnąć starsze dzieci nie jest już tak prosto. Mają swój świat i swoje towarzystwo.
W tym zwariowanym świecie Wspólnota Rodzin „Betlejem” to dla mnie źródło czystej i żywej wody. Widzę w innych to samo pragnienie by kochać innych, by być jak najbliżej Jezusa, by dzieciom wskazać drogę do Boga. Widzę że inni też są słabi, że sobie nie radzą, że płaczą, że upadają. Widzę że w tym wszystkim nie jestem sam, że nie zwariowałem. Bo moc w słabości się doskonali.
Często w czasie naszej czwartkowej adoracji pada prośba by wspólnota była miejscem miłości, radości i przebaczenia. Tego wszystkiego w niej doświadczyłem i dziękuję za to dobremu Bogu.
Darek 29.10.2012r.