Istotą spowiedzi jest powierzenie Bogu swego poranionego życia
Jezus na Golgocie spowiadał się w imieniu całego świata. W swoich ranach zaniósł przed tron Ojca wszystkie nasze grzechy. Wystawił je ku światłu miłosierdzia.
Hans Urs von Balthasar, szwajcarski teolog, mówił o krzyżu w niezwykłej perspektywie: Jezus na Golgocie spowiadał się w imieniu całego świata. W swoich ranach zaniósł przed tron Ojca wszystkie nasze grzechy. Wystawił je ku światłu miłosierdzia (…).
Na krzyżu każdy grzech został już przyjęty z miłością. Został również wyznany przez Tego, który grzech przyjął z głęboką wiarą w Bożą moc, zwyciężającą wszelką niemoc ludzką. Został też usprawiedliwiony przez Jedynego Sprawiedliwego. O każdym spowiadającym się Jezus mówił: „Wybacz mu, Ojcze, bo nie wiedział, co czyni!” (zob. Łk 23,34).
Spowiedź jest sytuacją, w której proszę Jezusa, aby był ze mną w chwili, gdy ukazuję swoje rany Ojcu; gdy idę do Boga pełen lęku, wstydu, bólu i niepewności. Pan pozwala mi uklęknąć przy konfesjonale, którym jest Jego krzyż. Jestem jak dobry łotr, ale doświadczam większego przywileju niż on, ponieważ znajduję się na tym samym krzyżu, co Zbawiciel. Nie jestem sam w chwili, gdy snuję swoją dramatyczną, pełną bólu i lęku opowieść o mym upadku. Jest ze mną Ten, który zna moje serce i który wie, co się w nim kryje.
Czyniąc zło, wyrządzam konkretną krzywdę innym ludziom i samemu sobie. Podczas spowiedzi odsłaniam to podwójne cierpienie, powierzam je Ojcu wraz z Chrystusem, który oddał za mnie swego ducha. W ten sposób powierzam swoje życie Bogu – „Wzdycham z głębi serca, oczekując odkupienia”. Nie pozostaje mi nic innego, jak powtórzyć za Jezusem: „Ojcze, w Twe ręce składam ducha mego!”.
Wyznaję swoje winy jako grzesznik, czyli człowiek oddalony, zagubiony, odarty z godności. Przez każde zło staję się uboższy o dobro, którego nie zdołałem w danej chwili podjąć. Wpadam wtedy w stan duchowej nędzy. Nie należy tego rozumieć jako pomniejszenia poczucia własnej wartości i piękna. Grzech coś mi zabiera, z czegoś mnie okrada. Gdy uznaję swoją nędzę, wówczas Syn Boży najchwalebniejszą szatą swego ukrzyżowanego ciała okrywa moją nagość.
(…) Istotą spowiedzi jest powierzenie Bogu swojego poranionego życia, w nadziei, że On będzie je odnawiał. Ze swojej strony robię to, co do mnie należy, aby dokonane wyznanie było jak najprawdziwsze.
Dla wielu ludzi przyznanie się do popełnionego zła jest tym samym, co uznanie siebie za kogoś beznadziejnego, złego, głupiego, słabego i obłudnego. Pojawia się w nich wstręt do siebie samego, czemu towarzyszą destrukcyjny smutek i rezygnacja. Powtarzanie starych grzechów rodzi złość, a nawet rozpacz. Człowiek poniża siebie samego, zadręcza się ciągłymi wyrzutami sumienia, zamyka się w swoim bólu.
W konstruktywnym przeżyciu żalu za grzechy ważne jest zdanie sobie sprawy z konsekwencji dokonanych czynów. Żal staje się przypieczętowaniem dokonanej oceny: „Tak, to wszystko prawda. Nie jest dobrze”. Człowiek szczerze żałujący swoich złych czynów nie musi jednak potępiać własnej przeszłości. Nie musi mówić: „Gdyby dało się cofnąć czas, nie zrobiłbym tego”. Nie musi myśleć z obrzydzeniem o własnych uczynkach.
Wystarczy, że uzna, iż to, co się stało, obiektywnie oddaliło go od Boga Miłości. Żal to świadomość utraty większego Piękna i Życia dla mniejszego dobra i radości.
Fragment książki o. Wojciecha Jędrzejewskiego OP pt. „10 sposobów na głupotę (własną)”, wydawnictwo Fides.
/za aleteia/