Tradycja przypisuje autorstwo jasnogórskiej ikony świętemu Łukaszowi. Niektórzy śmieją się z tego, wiedząc, że św. Łukasz nie miał w ręku pędzla i nie był malarzem. Jednak zamiast się śmiać o wiele sensowniej jest zastanowić się: co ta tradycja chce nam powiedzieć?
Wczoraj obchodziliśmy uroczystość NMP Częstochowskiej.
Szczególną okolicznością był jubileusz 300 lecia koronacji Jasnogórskiego wizerunku koronami papieskimi Klemensa XI.
Wielu ludzi bardzo po Bożemu przygotowywało się do tej rocznicy – między innymi poprzez nowennę, którą przez dziewięć dni prowadził na Jasnogórskich wałach bp Grzegorz Ryś. Poczyniona przez niego refleksja zatytułowana „Koronowana Służebnica” będzie stanowić zasadniczą treść dwóch najbliższych kazań.
Tradycja przypisuje autorstwo jasnogórskiej ikony świętemu Łukaszowi. Niektórzy śmieją się z tego, wiedząc, że św. Łukasz nie miał w ręku pędzla i nie był malarzem. Jednak zamiast się śmiać o wiele sensowniej jest zastanowić się: co ta tradycja chce nam powiedzieć? Otóż, każdy obraz Maryi, jej prawdziwy wizerunek, jest w pewnym sensie łukaszowy, ponieważ to właśnie Łukasz ewangelista przekazał nam duchowy portret Maryi. Tylko on spośród autorów Nowego Testamentu nazywa ją po imieniu: Maryja. Dla niego jest Ona konkretną osobą – Maryją z Nazaretu, Matką Jezusa. Tak więc, żeby poznać Maryję trzeba zwrócić się do św. Łukasza.
Obchodzimy rocznicę koronacji obrazu. Nie jest tutaj ważne, że korony otrzymała Maryja od papieża, że wystarali się o to ojcowie Paulini.
Na to wydarzenie trzeba popatrzeć jak na wydarzenie wiary. A wydarzenie wiary to wydarzenie, w którym spotykają się ze sobą Bóg i człowiek. Trzeba więc spytać: co Bóg czyni w tym wydarzeniu?
Bóg objawia królewską godność Maryi. Królewskość Maryi przychodzi od Boga, Bóg ją koronuje. Aniołowie, którzy wydają się podtrzymywać korony Jezusa i Maryi nie podtrzymują ich, tylko przynoszą je góry z nieba, od Boga.
Królewskość Maryi pochodzi od Jej Syna. A Chrystus tylko raz miał na swojej głowie koronę, i tylko raz zgodził się by nazwano Go królem. Jedyną Jego koroną była korona cierniowa – to prawdziwa korona Jezusa.
I Maryja także nie ma innego tytułu do korony niż Jej Syn. Stając pod krzyżem poszła za Swoim Synem Jego drogą, drogą, którą On wcześniej poszedł. Maryja jest królową bolesną, ale nie dlatego, że źli ludzie zabili Jej Syna, ale dlatego, że to był Jej wybór.
Maryja jest królową bolesną nie tylko dlatego, że cierpi razem z Synem, jak każda matka. Jej serce przenika jeszcze inny miecz – miecz zapowiedziany przez Symeona, który ujawnia zamysły serc.
Gdy patrzymy na Ukrzyżowanego, na Maryję cierpiącą pod krzyżem, ujawniają się zamysły naszych serc, tzn. ujawnia się to, co myślimy.
Czy myślimy, że to niedorzeczne, nielogiczne, że Bóg tak nie powinien postępować ze swoim Synem?
A może widzimy w Chrystusie ukrzyżowanym – tak, jak święty Paweł – moc i mądrość Bożą?
Święty Jan Paweł II tłumaczył skąd bierze się ta niezwykła, jedyna, niepowtarzalna władza Chrystusa nad sercem człowieczym – z Krzyża, z tego niepojętego objawienia się mocy i mądrości Bożej.
Maryja to zrozumiała i dlatego przyprowadza nas pod Krzyż swojego Syna. Matka bolesna uczy nas mądrości Krzyża. Żebyśmy się nim nie gorszyli, żeby nie wydał się nam nigdy głupstwem.
Czy w taki sposób patrzymy na Maryję Częstochowską? Widzimy ją jako bolesną?
W jakiś sposób intuicja, by widzieć w Niej Matkę Bolesną, towarzyszyła temu wizerunkowi od początku. Choćby pierwsze korony, jakie otrzymała od króla Władysława IV w 1635 roku. To były korony pasyjne, na których widniała Jej postać z sercem przenikniętym mieczem, z narzędziami Męki Pańskiej. Taką koronę miała Maryja prawie sto lat.
Maryję Częstochowską czynią bolesną również wydarzenia z historii. Wskutek napaści w 1430 roku, gdy skradziono wota zawieszane wtedy bezpośrednio na obrazie, ostrym narzędziem zadano Maryi 29 ran. W 1909 roku skradziono korony Klemensa XI. A niektórzy z nas pamiętają uwięzienie obrazu na Jasnej Górze w 1966 roku w trakcie milenijnego nawiedzenia.
Wspólnota losu wizerunku jasnogórskiego oraz historii narodu naprowadza nas na myśl o Królowej Polski.
Czym jest Polska, czym jest polskość?
Jan Paweł II powiedział kiedyś, iż jesteśmy wspólnotą ludzi połączonych wiarą i połączonych imieniem Polska.
I że to imię nas wszystkich określa, to imię nas wszystkich zobowiązuje, to imię nas wszystkich kosztuje.
Wiara i patriotyzm schodzą się ze sobą nie w teoriach, nie w abstrakcjach, ale w człowieku, który w swojej wierze odczytuje motywację do miłości Ojczyzny.
Czy wierząc, wspólnie wierząc, znajduję w sobie miłość do Ojczyzny?
Bardzo ciekawe, że Katechizm Kościoła Katolickiego wspomina tylko o dwóch wspólnotach, które są dla człowieka z natury konieczne, aby się rozwijał wg Bożego zamysłu. Jedną jest rodzina, drugą państwo.
Tak, jak Bóg ma konkretną wizję odnośnie rodziny, tak ma konkretną wizję wobec państwa, którą należy odczytać i realizować. Maryja Królowa Polski pomaga nam odczytać tą wizję Boga odnośnie naszego państwa, Polski.
Ojczyzna jest nam podarowana jako dar i domaga się wdzięcznego przyjęcia. Przyjmując polskość – w przemyśleniach papieża Jana Pawła: jako historię pokoleń, ojczystą mowę, będącą nośnikiem wartości, wreszcie, pracując dla wspólnego dobra – stajemy się coraz bardziej ludźmi. Polskość to kapitał mający sam w sobie moc – przyjęty, dokonuje w nas rozwoju, czyni nas Bożymi ludźmi.
Ks. Maciej Zawisza