Osobiście nie jestem człowiekiem modlitwy, nie jestem też raczej człowiekiem zawierzenia, ale kiedy patrzę na swoje życie, na to jak każdy mój dzień biegnie od rana do wieczora i stan ten trwa już od lat to wiem, że Pan Bóg jest bardzo blisko i prostuje moje drogi.
Do tego dochodzą takie perełki jak np. ostatnio byłem na Mszy, niby nic ksiądz ten sam od lat, czasami powie mądre kazanie, czasami je odklepie… I tak sobie idę na tę Mszę nie podejrzewając nawet, że Duch wieje kędy chce i z siłą, jaką chce. Na mszy miałem tak silne doświadczenie religijne, tak silne uczucie wspólnoty z ludźmi, których znam tylko z Mszy, a słowa homilii docierały do mnie z taką jasnością i jakąś prostą głębią, że siedziałem (oraz stałem i klęczałem) jak zamurowany i przez pół Nabożeństwa miałem łzy w oczach.
Albo coś co też pewno każdy przeżył 😉 pokłóciłem się z Anitą (moją żoną), ale musiałem wyjść w trakcie rozmowy do pracy… nie na długo, ale musiałem – normalnie wróciłbym i kontynuował zaczęty wątek czy to z próżności, czy chęci rozwiązania problemu, ale tym razem idąc jakoś mimowolnie zacząłem mówić Zdrowaś Mario, kilka razy próbowałem je skończyć i w końcu zapomniałem środka… W pierwszym momencie, kiedy te słowa pojawiły się na moich ustach od razu zrozumiałem, że chodzi o rozmowę z Anitą i od razu zrozumiałem, że słowa te niosą pokój i pokorę. A trzeba dodać, że moje relacje z Maryją (z mojej strony 🙂 nie są zbyt dobre. Po powrocie do domu pocałowałem Anitę i nie wracaliśmy do tematu, który w ogóle źle zaczęliśmy…
Jakub
18.08.2006